4 marca 2014

II. W paszczy lwa

''Jak donieśli nasi reporterzy, wczoraj w późnych godzinach wieczornych policjanci Komendy Powiatowej w Magnolii złapali groźnego gangstera, poszukiwanego listem gończym od dwóch lat i trzema nakazami doprowadzenia przez sąd i prokuraturę. Niejaki Sting E. (20 l.) ma na swoim koncie napady z użyciem broni, wymuszanie haraczy, kradzieże oraz handel narkotykami, ale według funkcjonariuszy policji, to nie wszystko, co na sumieniu ma oskarżony. Wpadł w zasadzkę w opuszczonej fabryce papierniczej, gdzie zdaniem naszych dziennikarzy, miała mieć miejsce transakcja dotycząca przemytu pokaźnych ilości kokainy i amfetaminy do dalekiej Ameryki. Magnolscy policjanci ustalili, że mężczyzna wraz z samym szefem mafii i również poszukiwanym towarzyszem, będą próbowali omówić przemyt nielegalnych substancji odurzających. Urządzili zasadzkę. Gangster został zatrzymany około godziny 23.30, gdy zaskoczony atakiem stróżów prawa próbował wsiąść do samochodu i uciec. Policjanci błyskawicznie go obezwładnili i skuli w kajdanki. Teraz stanie przed sądem i trafi za kratki. Ale czy to dobra wiadomość? Jak ujawniono, był członkiem znanej i niebezpiecznej organizacji przestępczej, więc czy Ci nie będą chcieli pomścić towarzysza? Czy możemy czuć się bezpieczni?''
- No ładnie... Clive zaklął pod nosem, rzucając gazetę na stolik. Makarov stał chwilę w zamyśleniu. Dopiero , gdy Gildarts zakaszlał głośniej, wyrwał się z zamyśleń i usiadł na miękkim, skórzanym fotelu. Splótł ze sobą dłonie i podłożył je pod podbródek, wzdychając cicho.
- Ktoś doniósł o tym mediom. Ta sprawa miała nie ujrzeć światła dziennego, teraz pewnie wywoła sporą panikę. Mruknął, taksując spojrzeniem protegowanego. Co miał teraz zrobić? Szefostwo mogłoby zdegradować go ze stanowiska, a co najgorsze całą komendę. Upił łyka kawy. Od tego wszystkiego rozbolała go głowa.
- Jestem tylko ciekaw, kto to był taki mądry. Ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że to ktoś z naszych. A nie przypałętał się jakiś reporterzyna i nie zaczaił w krzakach?
- Nie, dokładnie przeczesywaliśmy teren przed akcją. Byli tam tylko saperzy i ludzie z kryminalnego.  Wlepił wzrok w nagłówek dziennika - Musimy baczniej przyglądać się wszystkim wydziałom. Być może uda nam się znaleźć winowajcę i pociągnąć do odpowiedzialności. Takie sytuacje nie mogą mieć miejsca.
Clive jedynie skrzyżował ramiona na piersiach i nagle poczuł ostry zapach potu. Ukradkiem podniósł jedną rękę do góry i powąchał pachę, po chwili krzywiąc się nieznacznie. O cholera, miał nadzieję, że komendant się nie zorientuje...
- Gildarts, powierzam tę sprawę w twoje ręce. Sprawdź wszystkich i jeżeli coś znajdziesz, daj mi o tym znać jak najszybciej. Ja mam teraz ważniejsze sprawy na głowie.
- Szefunciu, co się dzieje? Nie wyglądasz najlepiej, widzę, że coś jest na rzeczy. Słusznie zauważył - Chodzi o tą sprawę z Sabertooth? Nie przejmuj się tak tymi gnojkami.
- Nie w tym rzecz. Sprostował krótko, prostując obolałe plecy - Po prostu... Nie ważne, wracaj do pracy. I myłeś się w ogóle dzisiaj? Śmierdzisz jak stary cap.
- No przecież mówiłem, że nie mogłem przyjechać tak szybko! Śmiertelnie się obraził.
- Daj spokój. Prychnął rozbawiony - Jak odwyk Cany?
- No niby dobrze, ale ostatnio dobierała się do moich zapasów w szafie. 
- Jaki ojciec, taka córka... Mruknął pod nosem staruszek, odpalając ciemne cygaro.
- Co tam szef mamrocze? Nic nie rozumiem.
- Wracaj do pracy. Zręcznie wybrnął z sytuacji, wyganiając pracownika z gabinetu machnięciem dłoni.


Tego dnia Natsu urwał się wcześniej z pracy, by jakoś odreagować cały stres i zmęczenie. Spokojnie przechadzał się kamiennymi uliczkami miasta, trzymając zmarznięte dłonie w kieszeniach kurtki. Śnieg przyjemnie skrzypiał mu pod butami, a biały puch delikatnie opadał na lekko wilgotne włosy funkcjonariusza. Lodowate płatki śniegu leniwie spadały na jego policzki, które pod wpływem zimna szczypały go niemiłosiernie. Już było niewiarygodnie zimno a miało być jeszcze zimniej. Westchnął cicho a z jego ust wyleciało ciepłe powietrze, tworząc biały dymek. Skręcił w ciasną uliczkę, poprawiając swój biały szalik z wyhaftowanym wzorem łusek. Musiał wszystko przemyśleć na spokojnie. Stanął przed barem ''Paradise'', tępo wpatrując się w kolorowy neon z takimże to napisem. Po chwili potrząsnął delikatnie głową i wszedł do środka a jego nozdrzy od razu rzucił się ostry zapach alkoholu zmieszany ze słodką wonią perfum tamtejszych kobiet. Wnętrze nieco go zaskoczyło. Brąz na ścianach ładnie komponował się z beżową podłogą a stoliki i krzesła były nadzwyczaj czyste. Przy jednym z nich dostrzegł wyraźnie podstarzałego mężczyznę oraz czarnowłosą kobietę w obcisłej, czerwonej sukience bezwstydnie siedząca okrakiem na jego kolanach. Stary zboczeniec, pomyślał w duchu, kiedy dostrzegł jak nieznajomemu aż ślinka cieknie na widok dekoltu dziewczyny. Westchnął. Doskonale wiedział, co się dzieje w tym barze. Niby całkiem zwykła piwiarnia, ale tak naprawdę był to jakby niewielki burdel. Przychodziło się tutaj i zamawiało panienkę do towarzystwa, która miała umilać czas. Według litery prawa nie było to zabronione, dziewczęta robiły to z własnej woli, nie mając w najmniejszym stopniu szacunku do własnego ciała. Prychnął pod nosem. Co za czasy... Usiadł na jednym z barowych krzeseł znajdujących się przy samej ladzie. Nagle przed jego oczami pojawiła się drobna, blond-włosa kobieta z dużymi, czekoladowymi wręcz tęczówkami. Uśmiechała się ciepło w jego stronę, przeszywając go spojrzeniem na wskroś.
- Co podać? Zapytała dźwięcznie, opierając łokcie o lepki od piwa blat lady.
- Poproszę piwo. Starał się odwzajemnić uśmiech, jednak nie specjalnie mu to wychodziło. Nie miał humoru.
- Już się robi. Ledwo zdążyła to powiedzieć a zaraz chwyciła w drobną dłoń ogromny, szklany kufel i przystawiła do pozłacanego lejka, po czym przekręciła wajchę, a po chwili po ściance naczynia zaczęła spływać bursztynowa ciecz. Nawet sam nie zauważył, kiedy wlepił wzrok w jej spory dekolt. Musiał przyznać, matka natura bardzo hojnie ją obdarzyła.
- Ekhem... Z letargu wyrwał go jej zażenowany wzrok, na co potrząsnął kilka razy głową, by się opamiętać. Odebrał piwo i speszony podziękował, kładąc na ladę wyznaczoną sumę pieniędzy. Wziął jednego łyka i zaczął intensywnie rozmyślać, jednak przeszkadzała mu w tym zbyt głośna muzyka. Zacisnął palce na kuflu, niemalże prawie go roztrzaskując, gdy w tym samym czasie poczuł na sobie czyjś ciekawski wzrok.
- Eeee coś się stało? Spojrzał na barmankę nieco zdziwiony, unosząc w górę jedną brew.
- No siedzi już pan tu chwilkę... może czeka pan na jedną z... Znacząco pokiwała głową w bok, wskazując na niewielkie przejście w kształcie łuku, prowadzące do głębszych zakamarków baru. Od razu zrozumiał  o co chodzi, po czym prychnął rozbawiony.
- Nie, ja nie z takich.
- Wie pan, nasi klienci zazwyczaj przychodzą tylko w jednym celu... Westchnęła, wyraźnie zniesmaczona tym faktem. - Tacy jak pan, to rzadkość tutaj.
Dragneel spojrzał na nią współczująco, jednak po chwili zmienił temat.
- Nie mów mi przez per pan, nie jestem taki stary przecież.
- Wie pan... Wiesz, takie wymogi tej pracy. No i moralne. Położyła łokcie na ladę, opierając podbródek o splecione ze sobą dłonie - Ciężki dzień?
- Jak zawsze. Odparł sucho, upijając łyka napoju. Co miał jej powiedzieć? Nie mógł wyjawić, że jest gliną. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż w tych okolicach policja nie jest mile widziana, delikatnie rzecz ujmując. Gdy ponownie zaczął pić alkohol, poczuł mocne uderzenie w plecy, na co aż się zachłysnął napojem. Wściekły jak osa, odwrócił się w tył tylko po to, by dostrzec wyszczerzonego od ucha do ucha Gray'a.
- Co tam słychać, stary? Spytał nieco za głośno, gdyż wszyscy klienci baru wpatrywali się teraz w niego niczym w idiotę.
- Nie drzyj tak mordy. Warknął Natsu, mierząc przyjaciela pogardliwym wzrokiem.
- Coś taki wkurwiony? Nie popieprzyłeś sobie ostatnio czy jak?
- Masz może młotek przy sobie? 
- Po co Ci? Mina Fullbuster'a wyraźnie wskazywała na to, że nie zrozumiał towarzysza. Korzystając z okazji, zamówił to co samo co przyjaciel wcześniej.
- Żeby roztrzaskać Ci nim łeb, ot co. Odparł całkiem poważnie, dokańczając napój.
- Weź przestań. Lepiej powiedz, co tam słychać w biurze. Gdy blondynka podała mu zamówienie, podziękował jej skinięciem głowy. - Wziąłem sobie wczoraj wolne na dzisiaj, musiałem załatwić kilka spraw.
- Tak szczerze? Burdel na kółkach. Sprostował krótko opis sytuacji. - Pamiętasz jak ludzie z kryminalnego planowali zasadzkę na Szablozębnych? Wczoraj złapali jednego z nich i dzisiaj miałem go przesłuchać.
- I co? Powiedział coś?
- O czym rozmowa, milczy jak grób. Obowiązuje go jakaś cała ta zmowa milczenia.
- No to nie ciekawie... Czytałem dzisiejszy dziennik. Po kiego daliście cynk tym hienom?
- No problem w tym, że to nie nasza sprawka. Dłonią przeczesał swoje różowe włosy. Mamy wśród swoich donosiciela. Pytałem o to dzisiaj Gildartsa, ale oprócz tego nie chciał mi nic więcej powiedzieć.
Pochłonięci rozmową, nawet nie zauważyli jak blondynka, wycierając umyte kufle i kieliszki po alkoholu, z zainteresowaniem przysłuchuje się ich rozmowie. Wiedziałam, że to gliniarz, pomyślała w duchu. No bo w tym mieście nie ma już chyba mężczyzn, którzy nie patrzyliby na kobiety wygłodniałym wzrokiem. Odłożyła szklankę na wyłożonej na niewielkim stoliku przy ladzie ściereczce, po czym przysunęła się bliżej pod pretekstem umycia blatu, gdy tak naprawdę chciała po prostu podsłuchać o czym rozmawiają mężczyźni.
- Co teraz szefostwo ma zamiar z tym zrobić?
- Nie wiem. Mruknął różowowłosy. - Na pewno teraz będą wszystkich obserwować. 
- Kuźwa a nie dość nam już problemów? Wypił połowę piwa duszkiem, po czym odstawił kufel na ladę z charakterystycznym westchnięciem. Zamówili dwa kieliszki czystej wódki, którą wypili jednym łykiem a później kolejki same się mnożyły...
...
Czterech uzbrojonych mafiozów z Szablozębnych właśnie wysiadało z czarnych BMW, odbezpieczając swoje gnaty. Mieli tylko jeden cel, który musieli zlikwidować jak najszybciej. Czarnowłosy jako pierwszy stanął przed obskurnymi, dębowymi drzwiami a jasne kafelki lepiły się aż od rozlanego piwa. Jednym mocnym kopnięciem wyważył wejście, po czym za nim weszło kolejno trzech pozostałych towarzyszy. Nie minęła chwila a z ciemnych pokoi, zaczęły wybiegać niemalże nagie kobiety, krzycząc coś w różnych językach. Kiedy jedna z nich podskoczyła do mafioza, ten w odpowiedzi jedynie chwycił ją za łabędzią szyję i wyrzucił daleko przed siebie, przez co wylądowała na niewielkim stoliku, doszczętnie go niszcząc.
- Następnym razem nie będę taki łagodny. Warknął oschle, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów i wolną dłonią jednego wkładając sobie do ust, po czym go odpalił. Brnął przed siebie niczym czołg, uderzając bronią włóczące mu się pod nogami panienki.
- Ej panowie, tu nie wolno wchodzić bez... Nie zdążył dokończyć, gdyż Rogue wymierzył lufą wprost w jego czoło, po czym po chwili bez skrupułów nacisnął spust, a srebrna kula przeszyła głowę alfonsa na wylot. Momentalnie z rany postrzałowej zaczęła trysnęła szkarłatna krew, brudząc jasne ściany korytarza. Gdy mężczyzna padł martwy na ziemię z głuchym hukiem, Cheney strzelił jeszcze kilka razy w jego głowę. Tak dla pewności.
...
- Stary... hyk... my to mamy przejebany żywot! Wyżalił się Gray, chwiejnie sięgając po następną kolejkę trunku.
- Dokładnie, kurde! Nie szanują... wyzywają... a jak im ktoś coś... hyk... podjebie, to co? Na policje biegną, skubańce jedne. Odparł żałośnie Natsu, prawie już leżąc na ladzie baru. Ledwo widział na oczy a umysł zamroczony alkoholem odmówił z nim współpracy.
- A ty... hyk... będziesz musiał przesłuchać tego gnojka z Szablozębnych... nie?
- Nic mi nie... Różowowłosy zachwiał się się chwilę na krzesełku, jednak w porę udało mu się utrzymać równowagę. Nie mów, kolego, nic mi nie mów. Nie po to piję, żeby się teraz wkur... hyk.. wiać.
- No to pijem aż oślepniem! Krzyknął Gray, podnosząc kieliszek w górę. Widzisz?
- Nie widzę.
- A widzisz! Czarnowłosy ze śmiechu aż zadławił się trunkiem.
Gdy nagle  z pobliskiej szafy grającej zaczął płynąć utwór Elvis'a Presley'a ''Heartbreak Hotel'', oboje rozczuleni chwycili się pod ramię i chwiejąc się z boku na bok, fałszowali słowa piosenki. Wyli na całego, zdzierając sobie przy tym struny głosowe. Mieli w nosie innych klientów oraz to, że patrzyli na policjantów jak na debili. Kawałek rockowy tak ich wciągnął, że unieśli kieliszki wysoko w górę i kiwali się na boki w rytm piosenki. Rozlewali alkohol po całym blacie, co spotkało się z cichym mamrotaniem blondynki, która co chwila przecierała mokrą ladę. Nagle jednak uszu czarnowłosego doszły podniesione, kobiece krzyki, na co wzdrygnął się nieco. Czknął. Kurwa.
- Słyszałeś to coś? Fullbuster chciał pokazać o co mu chodzi lecz jego palec zawirował w powietrzu a sam chłopak omal nie zaliczył bliskiego spotkania z podłogą.
- Ktoś tu chyba przedobrzył... Zaśmiał się Dragneel i chciał sięgnąć po szklankę do połowy wypełnioną bursztynowym whiskey, lecz w tej samej chwili oboje usłyszeli huk wystrzału i nagle naczynie roztrzaskało się w drobny mak a alkohol rozlał się po całym blacie.
- Deszcz wódki! Krzyknął rozradowany ciemnowłosy, wystawiając dłonie w poprzek.
Chwilę później tuż obok głowy Natsu przeleciała srebrna kula, o mało co nie rozrywając mu ucha. W jednej chwili chłopak opamiętał się a promile we krwi jakby ustąpiły zdrowemu rozsądkowi.
- Wódkowy deszcz! Gdzie słońce jest, tam i tęcza będzie! Wykrzykiwał Gray, wymachując na około rękami z tępą miną.
Różowowłosy spojrzał na przyjaciela jak na kosmitę. On sobie, kuźwa, z niego jaja robił?! Gdy nagle w ich stronę wystrzelono całą gromadę pocisków, błyskawicznie padł na ziemię, ciągnąc za sobą nieobecnego przyjaciela. Nim się spostrzegli, wszyscy klienci baru leżeli nieruchomo na ziemi w kałużach krwi ze świeżymi ranami postrzałowymi w najróżniejszych miejscach ciała. Źrenice Natsu aż rozszerzyły się w szoku, przy czym zasłonił jedynie usta dłonią, by nie zwymiotować. Może i nie byli zbytnio prawymi obywatelami, ale bądź co bądź ludźmi, mieli swoje rodziny, przyjaciół, życie... Zaklął coś cicho pod nosem.
- W kropli wódki zatopić smutki! Nie... hyk... jak to było... W kropli deszczu zatopić smutki...
Otępiały Dragneel spojrzał jedynie na pijanego policjanta błagalnie, po czym chwycił go za koszulę i przyciągnął do siebie.
- Co ty pierdolisz?!
- ... żeby ujrzeć świat w kolorach tęczy! Wpatrywał się w krople alkoholu kapiące na jego twarz z mokrego blatu, jednocześnie majacząc wyobraził sobie deszcz wódki i ledwo wyraźną tęczę. Zirytowany towarzysz uniósł prawą dłoń w górę i wymierzył kompletnie odciętemu od rzeczywistości Gray'owi siarczystego policzka. Nagle jednak chłopak rozbeczał się jak małe dziecko i wykrzyczał:
- Nie bij mnie!
Aż zadrżała mu powieka. Uderzył go raz jeszcze z drugiej strony.
- Alle alee o so chodziii? 
Funkcjonariusz widząc, że nic to nie dało, westchnął jedynie i wepchnął przyjaciela pod ladę. Po chwili jednak usłyszał kolejną serię strzałów i kobiecy okrzyk bólu, po czym zza barku wyłoniła się blondynka, trzymając się za zakrwawione ramię. Natsu już miał zamiar wstać i przeskoczyć przez ladę, jednak kobieta spojrzała na niego znacząco, by się nie wychylał. Wyjął broń z kabury i jednym sprawnym ruchem ją odbezpieczył, lekko unosząc się w górę. To co zobaczył, tylko spełniło jego najgorszy scenariusz. Czterech uzbrojonych po zęby osiłków weszło przez żelazne drzwi, celując we wszystko co tylko się ruszało. Cholera! Co miał robić? Jeśli otworzyłby ogień, wtedy najprawdopodobniej zginęłoby tylko więcej cywili. Jeżeli natomiast nie zrobiłby nic, w końcu by tam przyszli i podziurawili go jak ser szwajcarski. Westchnął cicho.
- Natsu Dragneel, wyłaź ty zapchlony kundlu! Warknął nieprzyjaźnie Rogue, rzucając niedopałek papierosa na podłogę.
Nie mógł teraz wyjść i rozpętać strzelaniny! Gdyby tylko mógł znaleźć jakiś sposób, żeby wyprowadzić tych wszystkich ludzi bezpiecznie... Plecami oparł się o podświetlaną ściankę baru i przyłożył sobie broń do piersi, trzymając ją oburącz. Co robić?! Przecież nie chciał tam siedzieć w nieskończoność jak dupa wołowa! Dość tego, pomyślał w duchu. Powoli zaczął wstawać z rękoma uniesionymi w górze, jednak w tej samej chwili usłyszał kobiecy pisk i uniósł się nieco, by zorientować w sytuacji.
- Puszczaj ty świrze! Brązowooka próbowała się wyrwać ciągnącemu ją za włosy mężczyźnie, lecz ten tylko brutalnie szarpnął ją do góry i przystawił jej lufę do skroni.
- No więc jak, Dragneel, wyjdziesz po dobroci czy mam wpakować kulkę w tą jej śliczną główkę? W głosie gangstera można było wyczuć, że nie żartuje.
Lucy przymrużyła powieki i nabrała powietrza w płuca, po czym głośno wykrzyczała.
- NIE WAŻ SIĘ WYCHODZIĆ, DO CHOLERY! 
- Zamknij mordę! Rozzłoszczony mafioza z całej siły uderzył ją kolanem w brzuch, na co ta opadła na ziemię, kuląc się z bólu i od czasu do czasu kaszląc krwią.
Natsu nie wytrzymał. Kiedy zobaczył, jak ten sukinsyn uderzył bezbronną kobietę, coś w nim pękło. To już nie fakt, że jest stróżem prawa ale zwykła ludzka moralność. Nienawidził damskich bokserów. Kiedy wstał wściekły jak nigdy, kątem oka zauważył jak dwójka mężczyzn wynosi z lokalu nieprzytomnego przyjaciela, który nieobecny mamrotał bezsensownie jakieś słowa. Zaklął cicho pod nosem i wystrzelił w ich stronę kilka pocisków, sam starając się unikać strzałów ze strony czarnowłosego i jego świty.
- Kto pija piwo, ten szcza krzywo! Mruknął Gray, nieświadomy powagi sytuacji.
Niosąca go pod ramię dwójka spojrzała na siebie tępo, po czym oboje westchnęli widząc błogą minę policjanta.
- Kto to widział, żeby gliniarz zaliczył takiego zgona?
- Są ludzie i krawężniki. Odpowiedział bezradnie gangster, jednak zaraz został powalony za ziemię przez Fullbustera, który chwiejnym krokiem, uklęknął przed nimi i poklepał ich po ramieniu.
- Sorry panowie, ale nie odkłada... hyk... się na jutro tego, co można wypić dziś.
Tymczasem Natsu krył się za kolejnymi stolikami i przez wszędzie wokół panujący dym, który skutecznie ograniczał mu widoczność strzelał w przeciwników na oślep. Huk pękających szyb, odgłosy gruzu opadającego na podłogę, przeraźliwe wrzaski cywili i stale wykrzykiwane w jego stronę przekleństwa, odbijały się mu echem w głowie i nie pozwalały racjonalnie myśleć. Nagle jednak strzelaninę przerwał dźwięk tłuczonego szkła i męski jazgot. Odwrócił się nieco w tył by doszukać się przyczyny tego zajścia, lecz nagle jego oczom ukazała się lekko zadrapana blondynka z roztrzepanymi włosami oraz rozbita butelka w jej dłoni. Zaraz obok leżał przewodnik wrogiej grupy, który niemalże klęczał na kolanach i zasłaniał rękoma zakrwawioną twarz. Jego towarzyszy nagle ogarnęła bezradność, jednak Dragneel aż nazbyt szybko to wyczuł i opróżnił w ich stronę cały magazynek.
- Ty suko! Warknął czarnowłosy, jednak zaraz na jego twarzy odbił się odcisk pantofla dziewczyny. Splunęła tylko na niego i stopą docisnęła jego głowę do ziemi.
- Jeszcze raz kiedykolwiek spróbuj mnie tak nazwać a następnym razem twoja twarz będzie miała bliskie spotkanie z moją szpilką. Odpowiedziała dumnie, podbiegając do funkcjonariusza. - Nic Ci nie jest?
- Bywało gorzej. Zaśmiał się. - Całkiem silna jesteś. Nie chciałabyś wskoczyć w mundur?
- Nie, pogrubiałby mnie. 
Różwowowłosy westchnął jedynie rozbawiony.
- No chyba nie jest tak dobrze... Dostrzegła ranę postrzałową na jego lewym ramieniu. - Musimy szybko jechać do przychodni, wykrwawisz się.
- Eeee tam. Machnął niedbale dłonią. Jakoś wcześniej, nawet nie zauważył, że tym gnojom udało się go trafić. Czy to możliwe, że w całej swojej karierze policyjnej dostał już tyle kulek, że praktycznie nie czuł bólu?
- To nie żadne ''Eeee tam''. Tą ranę musi obejrzeć lekarz!
Spojrzał na jej zmartwioną twarz, po czym wzdrygnął się, gdy do baru zaczynali zlatywać się towarzysze tych gnojków. Jednym sprawnym ruchem wstał i pociągnął za sobą przyjaciółkę, następnie oboje chwycili czarnowłosego pod ramię i jak najszybciej zaczęli uciekać w popłochu. Za dużo atrakcji jak na jeden dzień. Starali się wymijać pociski nalatujące w ich stronę, jednak nie było to łatwe z niemogącym nawet ustać porządnie kompanem. Nagle blondynka poczuła, jak twarz czarnowłosego wylądowała w rowku między jej piersiami, na co zarumieniła się nieznacznie.
- Ej, weź jakoś ujarzmij te swoje balony, bo o mało co mi oka nie wybiły! Oburzył się Gray, palcem pukając w jej dorodną pierś.
- I właśnie szkoda, że Ci nie wybiły, ćwoku! Zabieraj tego ryja z moich cycków!
Natsu wlepił w nią gały zaszokowany, lecz postanowił nawet tego nie komentować. Nie chciał, żeby i mu się oberwało. Przełknął ślinę w gardle. Ostra babka. Gdy już oddalili się na w miarę bezpieczną odległość, stanęli na kamiennej dróżce, biorąc głębokie i szybkie wdechy. Rzucili kompletnie nieogarniętego przyjaciela na ziemię, po czym oboje oparli się o ścianę pobliskiej kamienicy.
- Co teraz? Chyba nie zamierzasz tam wrócić. Powiedział, próbując jakoś zatamować krwawienie z rany. Trafił w sedno.
- Wiesz, no ja... Zacięła się na moment.  -Mieszkam niedaleko, nie martw się.
- Na pewno? To nie są jakieś podrzędne chojraki. Teraz może zrobić się tu bardzo niebezpiecznie.
- Tak, poradzę sobie. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów z twarzy. - A co z Tobą? Jesteś przecież ranny.
- To nic takiego, gorzej bolało. Wyszczerzony przymknął jedno oko.
Nagle różowowłosy poczuł delikatne wibracje w kieszeni jasnych jeansów, po czym wyciągnął z niej wibrującą komórkę i odebrał.
- Dragneel, słucham.
Tymczasem blondynka ukradkiem obserwowała spokojną twarz mężczyzny. Ciemnozielone tęczówki wpatrzone były w jasny nieboskłon a różowe kosmyki włosów tak zmysłowo opadały na jego lśniące od kropel potu czoło. Łagodne rysy twarzy idealnie komponowały się z jasną karnacją i do tego jeszcze ten delikatny zarost... Nie! O czym ona myślała?! Poklepała się po policzku na opamiętanie.
- Wszystko gra? Zapytał rozbawionym głosem Natsu, który od dłuższego czasu przyglądał się jakby nieobecnej dziewczynie. Uśmiechnął się zwycięsko pod nosem, kiedy cała się zaczerwieniła. Spodobał jej się? Cóż, nie przeszkadzało mu to. A wręcz przeciwnie, nawet odczuwał niesamowitą satysfakcję.
- No nie gap się tak. Fuknęła z obrażoną miną, krzyżując ramiona na piersiach.
Zaśmiał się. Co za interesujące stworzenie.
- No nic, muszę się zbierać i zrobić coś z tym pajacem. Wskazał na fałszującego coś pod nosem przyjaciela. - Na pewno sobie...
- Tak, poradzę sobie. Przerwała mu i wstała, otrzepując z kurzu swój roboczy uniform. - Dziękuję... za pomoc.
- To mój obowiązek. Uśmiechnął się zniewalająco, podnosząc z ziemi czarnowłosego i zarzucił sobie na barki jego ramię. - Na razie!
Lucy jeszcze przez chwilę wpatrywała się w oddalające się sylwetki mężczyzn, z lekkim uśmiechem. Byli na swój sposób... uroczy? No głównie bezmyślni ale mimo to... cieszyła się, że ich spotkała. Przyłożyła sobie dłoń do serca, w którym zagościło przyjemne ciepło. Po raz pierwszy, ktokolwiek był do niej tak przyjaźnie nastawiony. Nie krzyczał, nie bił, nie straszył, nie narzucał się... po prostu rozmawiał. Nim zdążyła się zorientować, obiekty jej rozmyślań zniknęły z pola horyzontu i znów została sama. Westchnęła cicho i zrobiła krok w przód. Po chwili pod stopą poczuła coś miękkiego i chropowatego. Podniosła nogę do góry i dostrzegła ciemnozieloną książeczkę, którą podniosła i otworzyła.
- Natsu Dragneel... chyba znów się spotkamy.



Co się... kurde, stało?
Obudził się ze strasznym bólem głowy, czuł w czaszce rytmicznie dudnienie a światło słoneczne niesamowicie raziło go w oczy. Która to już godzina? Przekręcił się na bok, jednak zaraz poczuł ostre rwanie w lewym ramieniu. Westchnął. No tak, przecież wczoraj dostał kulkę, która według Poryulisci rozerwała mu mięsień... Na samo wspomnienie złości kobiety, aż przeszły go nieprzyjemne dreszcze. Ludzie złoci, przecież to tylko drobna rana... Obolały po chwili wstał i skierował się do niewielkiej komody, na której stało prostokątne, wykonane z dębowego drewna radio. Otworzył górną klapę, po czym z pliku płyt gramofonowych wyciągnął jedną czarną, na której widniał napis ''ABBA''. Zgrabnym ruchem włożył ją do gramofonu i próbował włączyć, jednak nie dało to żadnego skutku.
- Zasrany grat... No działaj, do cholery! Rozzłoszczony z całej siły otwartą dłonią uderzył w urządzenie, po czym do jego uszu dotarła tak lubiana przez niego piosenka.
- No widzisz, jak chcesz to potrafisz! Wyszczerzył się, zadowolony z siebie. Trochę siły i wszystko da się załatwić. Leniwie poczłapał do kuchni i powoli zaczął wyciągać z lodówki coś na śniadanie. Przez wydarzenia ostatnich dni, zrobił się nieziemsko głodny. Pogwizdując sobie coś pod nosem odpalił piecyk, po czym na ogniu położył patelnię, na której już delikatnie rozpływała się kostka margaryny. Gdy maślany wyrób zaczął przyjemnie skwierczeć, Dragneel pokroił boczek i wsypał go na patelnię, po czym rozbił jajka i wylał je na smażące się mięso. Nagle usłyszał dzwonek od wejścia, po czym wziął pierwszą lepszą ścierkę i poszedł otworzyć. Osoba stojąca w progu niemało go zaskoczyła.
- Cześć. Przywitała się nieco nieśmiało blondynka, nerwowo ściskająca pasek swojej torebki.
- Siemka, wejdź. Przesunął się nieco od wejścia, by dziewczyna mogła wejść do środka.
Niepewnie weszła od środka i zmierzyła spojrzeniem niewielki pokoik. Przytulnie.
- No więc... po co przyszłaś? Mężczyzna podrapał się w tył głowy.
Heartfilia pogrzebała chwilę w torebce a po chwili wyciągnęła z niej zieloną, nieco pożółkłą książeczkę.
- Mój dowód! Odebrał od niej swoją własność.  - Szukałem go wczoraj, skąd go masz?
- Zgubiłeś go jak uciekaliśmy przed tymi gangsterami. 
- Dzięki. Zrobić Ci może kawy?
- Nie przepadam.
- Herbaty?
- Wysusza.
- Wody?
- Nie, dziękuję.
- No to co mam Ci dać, wódki kuźwa?!
Dziewczyna spojrzała na niego krzywo. Natsu westchnął po chwili i zaprosił ją do salonu. Nie był jakoś specjalnie wystrojony. Brązowa, skórzana kanapa stała pod kremową ścianą a tuż obok niej wykonane z tego samego materiału dwa fotele. W centralnej części ulokowany był ciemny stolik, który stał na czerwonym, puszystym dywanie. Po drugiej stronie znajdowały się szafa i jakieś mniejsze komódki. Całość oświetlało brudne od smug po deszczu okno, które ''dekorować'' miała szara firana. Wszystko wyglądałoby w miarę schludnie, gdyby nie brudne gacie i skarpety walające się po całej podłodze, oraz pudełka po gdzie nie gdzie niedojedzonej pizzy.
- Wybacz za bałagan, nie wiedziałem, że będę miał gości. Uśmiechnął się zakłopotany.
Nagle blondynka pociągnęła kilka razy nosem i poczuła ostry zapach spalenizny dobiegający z kuchni. Spojrzała pytająco na Natsu, który zdawał się nie czuć drażniącego swądu oraz nie dostrzegać szarego dymu.
- Eeeee... Wiesz, że chyba kuchnia Ci się pali? Wskazała palcem za zadymione pomieszczenie.
- Co? Stał jak otępiały, patrząc na dziewczynę jak na kosmitkę. Po chwili spiął się i zamrugał kilka razy. -  Kurwa moje żarcie!
Ledwo to wykrzyczał a pobiegł do łazienki po miotłę i desperacko uderzał nią w syczący płomieniami piecyk. Nie mogła się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem. Chwilę później wbiegła do kuchni zaraz za Dragneel'em i widok, który zastała wprawił ją w osłupienie. Natsu latał po całym pomieszczeniu z płonącą  niczym pochodnia miotłą w dłoniach, po czym rzucił ją w stronę Lucy.
- Łapaj! Wydarł się Natsu, próbując ratować swoje śniadanie.
- Zdurniałeś?! Rzuciła przedmiot na podłogę, przez którego płomień, ogniem zaprószyły się jasne zasłonki.
Chłopak jednym zgrabnym ruchem przerzucił ją sobie przez ramię i wybiegł z mieszkania. Przez pośpiech omal nie wywrócił się na schodach. Biegł jak opętany, nawet nie zauważając zszokowanej sąsiadki w dość sędziwym wieku, która patrzyła na nich jak na idiotów. Pies, którego trzymała na smyczy aż jęknął cicho i przekręcił łebek w bok, jakby uważał ową dwójkę za parę kompletnych kretynów. Gdy znajdowali się już na zewnątrz, rozzłoszczona i przerażona blondynka chwyciła komórkę i wystukała numer straży pożarnej.
- Chaty nie mam, żarcia nie mam, nic nie mam... Jęknął zrozpaczony policjant, obserwując jak ogień trawi jego szarawe zasłonki.


- Macie więcej szczęścia niż rozumu. Mruknął strażak, który obserwował jak jego podwładni dogaszają płomienie.
- A co z miesz...
- A co z moim żarciem?! Przerwał blondynce przejęty Natsu, który uparcie próbował ominąć grupę przeciwpożarowców.
- Szefie... Za mężczyzną w ciemnym uniformie z odblaskami pojawił się dość ciamajdowaty chłopak, z osmoloną patelnią w dłoniach. Przepełniony nadzieją Dragneel, od razu wyrwał mu przedmiot myśląc, że jajecznica ocalała, jednak ku jego rozczarowaniu po śniadaniu został jedynie kawałek spalenizny.
- Prawdopodobnie przyczyną pożaru była ta patelnia, pewnie jakiś ćwok zostawił włączony piecyk i o tym zapomniał.
Różowowłosy wzdrygnął się na moment, po czym zmierzył chłopaka ostrym spojrzeniem.
- Jakiś co?!
- No po prostu idiota jakiś. Jak można zapomnieć o takiej rzeczy? Gdybym spotkał tego durnia... Strzelił piąstkami, co spotkało się jedynie z uderzeniem się w czoło z otwartej dłoni jego protegowanego.
- To co byś zrobił? Policjant zrobił się poważny.
- Wyluzuj, o co Ci chodzi?
- O to, że to moja patelnia, moja chata i wcale nie zapomniałem, tylko ta blondyna mnie zagadała!
- Czyli, że to moja wina, tak?! Zbulwersowała się dziewczyna.
- No a czyja jak nie twoja?!
- Ty mały, różowy...
Ich sprzeczkę przerwało ciche chrząknięcie kapitana oddziału strażaków. 
- Synek, tym razem Ci odpuszczę ale następnym razem, pójdziesz siedzieć za zaprószenie ognia. 
Mężczyzna słysząc to, zacisnął pięść w złości, omal nie wbijając sobie paznokci w skórę. Blondynka obserwowała jedynie pulsującą żyłkę na jego czole i wiedziała, że nie wyniknie z tego nic dobrego. 
- Posłuchaj, ja nie jestem żadnym twoim synem do cholery!
- Spokojnie młody, nie unoś się tak.
Dragneel był już na granicy wytrzymałości.
- To ruszcie stąd swoje grube dupska i spieprzajcie tam skąd przyleźliście, skoro nie macie nic do roboty! Bo sam was osobiście stąd wypieprzę!
- W takim razie zawiadomimy policję, że przeszkadzasz w wypełnianiu naszych obowiązków.
Słysząc to, różowowłosy uśmiechnął się jadowicie.
- Serio? W takim razie sierżant sztabowy Natsu Dragneel się kłania. Jakiś problem?
Dowódca strażaków stanął w zdumieniu, wpatrując się wielkimi jak talerze oczyma w rozpromienioną twarz chłopaka. Chciał coś powiedzieć ale język tak się mu plątał z szoku, że nie był w stanie wykrztusić nawet słowa. Dziewczyna nie wytrzymała i po chwili gruchnęła śmiechem, co spotkało się ze zniewalającym uśmiechem towarzysza. Chłopak jednym zgrabnym ruchem wyjął z kieszeni spodni odznakę, po czym pokazał ją strażakom i wszedł do kamienicy. Na całej klatce czuć było woń spalenizny, jednak nie za bardzo mu to przeszkadzało. Ani wyzwiska kierowane w jego stronę przez rozwścieczonych jego nieodpowiedzialnością pozostałych lokatorów. Gdy wszedł do mieszkania, spojrzał zatroskanym wzrokiem na spaloną kuchnię. Kremowe ściany były teraz spowite czarnymi smugami, z szarych zasłonek zostały jedynie strzępki a osmolona kuchenka praktycznie nie dawała się już do użytku. Podrapał się w tył głowy z westchnieniem. No nic, teraz będzie musiał zapieprzać w robocie dwa razy ciężej, żeby zrobić remont...
- Przepraszam. Mruknęła smutno blondynka, taksując wzrokiem zniszczenia po pożarze. W końcu to z jej winy było całe to zamieszanie...
- Daj spokój i tak chciałem tu odnowić ale zawsze miałem sto pięćdziesiąt innych rzeczy na głowie. Teraz będę do tego zmuszony. Puścił jej perskie oczko.
- Nie rozumiem Cię, Natsu. Zawsze jesteś do wszystkiego tak pozytywnie nastawiony, nawet jeśli spaliłam Ci kuchnię. Zadziwiasz mnie.
- To nie twoja wina. Odburknął w odpowiedzi, machając niedbale dłonią. - Chociaż w sumie, głodny jestem...
- Wiem! Dziewczyna pstryknęła w palce. - Może wstąpimy do mnie i zrobię Ci coś do jedzenia? Chciałabym Ci to jakoś wynagrodzić.
- Nie widzę problemu. Po chwili przysunął się do niej nieznacznie, z chytrym uśmiechem. - Czyżbyś zapraszała mnie na randkę?
W jednej chwili policzki niesamowicie ją zapiekły a dłonie jakby samoistnie zaczęły wędrować w różne strony. O czym on myślał?! Wzięła głęboki oddech i policzyła do dziesięciu w myślach.
- Żadna randka! Krzyknęła. - Po prostu... Chcę zrobić Ci żarcie, bo chyba teraz sam już nie masz na czym go zrobić, nie?!
Zaśmiał się pod nosem. 
- Dobra dobra... A masz coś dobrego?
- Chodź to się przekonasz. 
Policjant nic więcej nie mówiąc, wziął do ręki najbliższą kurtkę i włożył ją na siebie, po czym zabrał co ważniejsze i zamknął mieszkanie na klucz. Na samą myśl o czymś ''dobrym'' ślinka sama ciekła mu z ust. Potarł chytrze o siebie dłonie. Panie i panowie, ten oto siedzący na ławie oskarżonych funkcjonariusz policji, Natsu Dragneel, podstępnie nadużył gościnności niewinnej dziewczyny, po czym upił ją i w perfidny sposób wykorzystał... - Zaśmiał się diabeł w nim. Nie nie nie! O czym on do cholery rozmyślał?! Westchnął cicho. Tak czy siak, zapowiadał się ciekawy wieczór.


Mieszkanie dziewczyny, tak jak się spodziewał nie było zbytnio ekskluzywne jednak idealnie wysprzątane. Płyty, ubrania, drobniejsze przedmioty... wszystko leżało na swoim miejscu. Uśmiechnął się pod nosem. Przydałaby mu się taka gosposia. No gdyby tylko byłoby go jeszcze na nią stać...
- Rozgość się. Blondynka zaprowadziła go do jasno oświetlonego salonu, po czym gestem dłoni wskazała by usiadł na kanapie. Gdy wykonał jej polecenie, błyskawicznie zniknęła w kuchni z siatką zakupów, które kupili po drodze. Tymczasem Natsu rozmyślał nad sprawą Eucliffe'a. Przecież musiał być jakiś sposób, by wyciągnąć z niego informacje. W końcu każdego da się złamać, tylko trzeba znaleźć sposób. Był niemalże pewien, że za jakiś czas sam by zaczął sypać ale problem w tym, że przed przybyciem prokuratora musieli zdać już cały raport i zebrać dowody... Westchnął cicho i rozmierzwił swoją różową czuprynę. Z miejsca w którym siedział, miał doskonały widok na obszerną kuchnię, którą od salonu dzieliła jedynie kolorowa zasłonka, przewieszona między dwiema kolumnami z cegły. Obserwował dokładnie, jak dziewczyna z zaangażowaniem przygotowuje posiłek. Co z resztą mógł wyczuć w powietrzu, bo apetyczny zapach pieczonej wołowiny tylko napędzał jego głód. Po chwili wyciągnął paczkę Marlboro i wyciągnął z niej jednego papierosa, od razu wkładając go sobie do ust.
- Mogę zapalić?
- Tak ale wyjdź do okna, nie lubię jak potem w całym domu śmierdzi papierochami. Mruknęła, nie odrywając się od krojenia cebuli w kostkę. Chłopak warknął coś niezrozumiale i z trudem udało mu się otworzyć niemalże odpadające z zawiasów okno. Chwycił w dłoń srebrne zippo* i kciukiem przekręcił zardzewiałą lekko zębatkę i po chwili zaciągnął się szarawym dymem. Oparł łokcie o biały parapet i spojrzał na rozgwieżdżone niebo. Pamiętał, jak za łebka uwielbiał oglądać gwiazdy z Gildartsem. To on opowiedział mu o przeróżnych konstelacjach i nauczył ich nazw. Pokazał mu Gwiazdę Polarną, wyjaśnił dlaczego te jasne kropeczki tak świecą... Podrapał się w tył głowy na ten nagły przypływ wspomnień. niedawno jeszcze był nierozgarniętym gówniarzem, z przekonaniem, że wszystko mu wolno i wszyscy go popierają w tym co robi. A ten co? Był gliną, miał własne mieszkanie, własne pieniądze. Kto by pomyślał, że ten chuligan stanie się honorowym policjantem...
- Natsu? Z zamyśleń wyrwało go delikatne szturchnięcie w ramię. Chłopak kątem oka dostrzegł zmartwioną minę blondynki, na co tylko uśmiechnął się delikatnie. Ostatni raz zaciągnął się słodko-gorzkim dymem i wyrzucił peta na ulicę, zamykając okno. Gdy przerzucił spojrzenie na salon, od razu rzucił mu się w oczy niewielki stół, zapełniony po brzegi różnymi smakołykami. Nic więcej nie mówiąc, od razu usiadł i zaczął zajadać się  jajecznicą z boczkiem.
- Smakuje? Zapytała dźwięcznie dziewczyna, podpierając dłońmi podbródek.
- Bardzfo! Wymamrotał Natsu, wpychając do ust kolejną porcję jedzenia.
- Cieszę się. Odparła i po chwili sama zabrała się za pałaszowanie kolacji, gdy nagle wyciągnęła z szafki i postawiła na stół dość sporą butelkę wina. Podała mu kieliszek i chwilę później naczynie wypełniła szkarłatna ciecz. Unieśli szklanki w górę i uderzyli je delikatnie o siebie, co wydało charakterystyczny dźwięk. Od razu wypili całość duszkiem, po czym Heartfilia nalała im następną kolejkę...


- Dziękuję Ci za wczoraj. Mruknęła Lucy, z czerwonymi od alkoholu policzkami. - Gdyby nie ty, nie wiem co by się stało...
- Już Ci.. hyk... powiedziałem, to nic takiego... Po chwili chłopak oparł głowę o tył kanapy i rozłożył ramiona w poprzek - Jakim cudem... hyk... się jeszcze nie schlałaś?
Zaśmiała się.
- Po prostu masz słabą głowę.
Już miał się za to obrazić ale gdy chciał wstać do ubikacji, całe ciało nagle przeszło dziwne odrętwienie. Po chwili odpuścił i westchnął ciężko. No może miała trochę racji...
- Nalać Ci jeszcze? Spytała, przystawiając wylot szyjki butelki do krawędzi jego kieliszka. Machnął niedbale dłonią, kiwając przecząco głową.
- Chyba spasuję, bo do domu nie wrócę...
- A może byś został jednak, co? Zamruczała po chwili, przysuwając się do policjanta kocimi ruchami. Seksownie usadowiła się na jego biodrach, wbijając pośladki w krocze mężczyzny. Spojrzał na nią jak na wariatkę, dla pewności mrugając kilka razy. Czy on śnił? Dostawiała się do niego?! Porąbało ją czy co?! Debilu, dlaczego nie skorzystasz z okazji, przecież sama pcha Ci się do łóżka... Znów zaśmiała się chytrze ciemniejsza strona Natsu. Nim zdążył zaprotestować, dziewczyna jednym zgrabnym ruchem ściągnęła białą koszulę, ukazując mu w pełni swoje dorodne, mleczne piersi ukryte pod czarnym, koronkowym stanikiem. Myślał, że oczy niemal nie wyjdą mu z orbit, kiedy blondynka śmiało chwyciła jego dłonie i położyła je na swoich biodrach, po czym zabrała się za rozpinanie guzików koszuli mężczyzny. 
- Lucy, co ty kurwa robisz?!
- Ciiiii... Przystawiła mu palec wskazujący do ust i momentalnie wpiła malinowe wargi w jego szyję i delikatnie zassała jego skórę, tworząc malinkę. Natsu zamruczał cicho, przymrużając delikatnie powieki. Nie, nie, nie! Nie mogą! To złe, kurde! Nie moralne! Idioto, toż to zwykła kobieta, przelecisz i zostawisz - znów odezwał się jego diabeł. Gdy w końcu wpiła się namiętnie w jego usta, postanowił, że nie będzie się dłużej opierał i zaczął odwzajemniać niemalże agresywne pocałunki. Zdziwił się jednak, kiedy kobieta oderwała się od niego i obdarzyła współczującym wzrokiem. Wyraz jej twarzy nie zwiastował niczego dobrego.
- Przepraszam... Nim zdążyła wyszeptać, nagle oboje usłyszeli trzask łamiącego się drewna i wyszarpanego zamka od drzwi, po czym po chwili dudnienie potężnych kroków.

---------------------------------------------------

No więc mamy 2 rozdział. I jak wrażenia? :P
Wzięłam go trochę na wesoło, takie małe rozluźnienie przed większą akcją. ^.^
Mam nadzieję, że każdy chociaż raz zaśmiał się czytając ten epizod, przynajmniej rozbawienie was było moim zamierzeniem :D
A rozdział ten w całości dedykuję mojej kochanej Yashy, która bardzo mi pomogła przy pisaniu go oraz dziękuję za te wszystkie bóle brzucha, których nabawiłam się rozmawiając z nią xD
Dziękuję także wszystkim, którzy skomentowali poprzedni post. To dzięki takim opiniom, dostałam skrzydeł i wena na ten rozdział aż sama przyszła.
Trzymajcie się dzióbki ;*

*zippo - zapalniczka benzynowa z możliwością uzupełniania paliwa wykonywana z metalu. Jej zaletą jest  to, iż posiada system windproof, który umożliwia korzystanie z niej nawet przy silnym wietrze (płomień nie gaśnie). [LINK]