10 kwietnia 2014

III. Rozliczenie z przeszłości

9 lutego, poniedziałek 9:30
Natsu ocknął się, czując lodowate zimno. Pomimo okropnego dudnienia w czaszce, uchylił powoli powieki. Rozejrzał się. Pomieszczenie podobne do celi, tylko, że inne. Na nieco zdrapanych ścianach, z których już dawno poodpadał tynk, widniały zaschnięte plamy krwi. Tuż pod jedną z nich stał niewielki stolik a obok niego stare krzesło z połamanym w pół oparciem. Niewielkie okno zasłonięto blachą z wywierconymi dziurami. Szarpnął się by wstać, jednak w porę zatrzymały go stalowe łańcuchy na jego nadgarstkach. Co jest, co cholery? Szybko zorientował się, że leży na zaśmierdłym materacu, z którego wychodziły sprężyny i nieprzyjemnie uwierały go w pośladki. Poczuł w ustach metaliczny smak. Dotknął swojej twarzy a nagle jego palce ubrudziła lepka, szkarłatna ciecz. No pięknie. Prawdopodobnie ma rozcięty łuk brwiowy a do tego czuł, że i złamany nos. Wszystko niemiłosiernie go bolało. Każda najmniejsza część ciała odmawiała współpracy, piętnując to dodatkowo okropnym bólem. Westchnął ciężko. Co to za miejsce? Nagle usłyszał cichy klik zamka ciężkich, stalowych drzwi naprzeciw, których jakoś wcześniej nie zauważył.
- No no no, kogo my tu mamy. Komisarz Natsu Dragneel, we własnej osobie! Do sali wszedł wysoki mężczyzna o jasnej karnacji i niedbale rozmierzwionych, brązowych włosach. Zręcznie chwycił połamane krzesło i postawił je przed policjantem, po czym odwrócił je oparciem do gościa i usiadł na nim okrakiem.
- Czego, do kurwy, chcesz? I co to za miejsce?!
- Oj Natsu, może grzeczniej. Nie poznajesz starego kumpla?
Chłopak skrzywił się nieco. Brązowooki ciężko westchnął i teatralnie złapał się za głowę.
- Współpracowaliśmy razem tyle lat a ty tak szybko o mnie zapomniałeś? 
- Co ty tam pierdzielisz? Natsu zmierzył go ostrym spojrzeniem. - Nie wiem, o co kurwa tu chodzi ale pobicie i przetrzymywanie wbrew woli jest karalne.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową, cmokając.
- Widzę, że pieski zdążyły Cię wyszkolić na swego. No cóż, nie sądziłem, że ty i gliny tak szybko się zgadacie. Pamiętasz może akcję w Oshibanie, kropnęliśmy jednego dilera, który zamiast sprzedawać towar sam zaczął go brać?
- Niemożliwe... Dragneel wytrzeszczył oczy. - Dobengal?
- Bingo! Nasz mały komisarz otrzymuje sto punktów za poprawną odpowiedź! Zaśmiał się obleśnie. - Co taki zdziwiony? A może zły? Złość piękności szkodzi. Poza tym zamknęliśmy Cię w tej norze na polecenie szefuncia. Nie moja wina. 
- A niby czyja, kurwa? Mruknął pod nosem.
- A no właśnie twoja. Gdybyś nas nie zdradził i nie odszedł do psiarni, nie byłoby nas tu dziś.
Różowowłosy spuścił głowę w dół i zamknął oczy. W jednej chwili cała przeszłość wróciła. Bolesna przeszłość. Wszystko to, czego tak bardzo żałował. Zabójstwa, napady, rozboje, wyciąganie haraczy, kradzieże... Można było to porównać do drewnianego kołka, który trafiał prosto w serce. Chciał zapomnieć. Wymazać błędy przeszłości. Jednak ona wciąż powracała. Nieraz i budził się z krzykiem w nocy, przez senne koszmary. Teraz, kiedy spotkał Dobengala, stare czasy wróciły dwukrotnie wzmocnione. Spojrzał na swoje zakrwawione dłonie. Czy on... trząsł się ze strachu? Nie, nie przed szatynem. Przed starym sobą.
- Stare dzieje. Warknął. - Czego chcecie?
- Głupio się pytasz. Przekręcił oczami, wyciągając broń z kabury, którą wymierzył w głowę Natsu z niesamowitą precyzją. Po chwili rozbawiony schował pistolet z powrotem i położył brodę na nadgarstkach. - Mówiąc krótko, masz przejebane. Kiedy się na nas wypiąłeś, mogłeś się liczyć z konsekwencjami. Złamałeś przysięgę, święte zasady, panie komisarzu. Miałem Cię za porządnego człowieka a Tobie widocznie pojebały się kanarki w mózgu. 
Prychnął.
- Wyszedłem na prostą. Powinieneś zrobić to samo.
- O żesz ty... Ale jaja! Brązowowłosy gruchnął śmiechem, z trudem powstrzymując płacz. Kiedy dostrzegł kamienną twarz więźnia, zaniemówił.
- Nie no, ty tak na serio? Westchnął. - Naprawdę upadłeś i widocznie zapomniałeś definicję honoru. 
W jednej chwili gangster wyciągnął z kieszeni czarny telefon komórkowy i zaczął klikać coś na klawiaturze urządzenia.
- Co ty robisz?
- Piszę sobie do twojego kumpla. Wiesz, właśnie załatwiłem Ci kilka dni wolnego, cieszysz się? Czekaj... Siema młocie, po ostatniej akcji w tamtym barze coś źle się czuję, chyba mnie rozłożyło na dobre. Mógłbyś przekazać komendantowi, że biorę L4? Może być czy zbyt sztywno?
Siadł po turecku i w ponurym milczeniu patrzył w ścianę. Mafioza również przekręcił się na krześle i pogrążył się w zadumie. Więzień... Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się stracić wolności. Czuł, że mury napierają na niego. Ponownie się rozejrzał. Sala była pusta, żadnych sprzętów, tylko na kamiennej podłodze poniewierały się strzępki ludzkich włosów. Pod sufitem wisiała pojedyncza słaba żarówka, wokół której latało kilka much. W powietrzu widział parę ze swojego oddechu. Minus pięć albo chłodniej, pomyślał.
Skrzypnęły zawiasy i do środka weszło jeszcze dwóch osiłków. Drzwi natychmiast zamknięto, po czym usłyszał jedynie huk rygli a potem suchy trzask. Chyba kłódka. Natsu westchnął bezradnie, nie wiedząc co robić.
- Obiad, gnoju. Blondyn rzucił w niego twardą bułką a drugi towarzysz podłożył mu pod stopy miskę wody. No pięknie, warknął w myślach. Czyli zniżyłem się do poziomu konia. Albo gorzej.
- Jakieś wieści od Dona? Spytał Dobengal, podchodząc do feralnej dwójki.
- Póki co, mamy trzymać go przy życiu do powrotu szefa. Chce sam się z nim rozliczyć.
- A wiadomo, kiedy wróci?
- Najwcześniej za kilka dni. Do tego czasu możemy się z nim bawić ale tak, żeby nie przesadzić.
Czyli zostało mu kilka dni. Jęknął żałośnie. Mimo wszystko, próbował przypomnieć sobie wydarzenia ostatniego wieczoru. Pożar w kuchni, kolacja u... Lucy? Dobrze pamiętał. Później trochę wypili... Chciała go uwieść? Potem wejście tych przydupasów bossa Szablozębnych... Skoro tak, dlaczego nie był w stanie się poruszyć? Sprawka alkoholu... Nie... Narkotyki? Ale jak... Nic nie rozumiał.
Tymczasem gdy dwójka gangsterów wyszła, Dobengal ponownie rozsiadł się na krześle, wlepiając gały w zamyśloną twarz więźnia. Szybko rozgryzł, nad czym tak uporczywie rozmyślał.
- Pewnie zastanawiasz się, jak się tu znalazłeś, hm?
Natsu spojrzał na niego pytająco.
- Kojarzysz może taką blondynkę, duże cycki, długie nogi, dupcia jak marzenie? 
- Lucy?
- A ja zawsze zapominam... W każdym razie znasz. Przypomnij sobie akcję w barze. Naprawdę myślałeś, że spotkałeś ją tam przypadkiem? Nic bardziej mylnego. Ta mała suczka pracuje dla nas. Na początku szefuncio chciał zrobić z niej uroczą panienkę pracującą w burdelu ale z czasem znaleźliśmy dla niej lepszą robotę. Ma nabierać takich naiwniaków jak ty, na tę swoją śliczną buźkę i odgrywać królewnę w opałach. To, że Rogue ją szarpał i ona przyjebała mu w dyńkę butelką... wszystko było ukartowane. Specjalnie miała Cię omotać i jakimś sposobem zaciągnąć do jej chaty. Tam wsypała Ci do żarcia ectasy i do tego nalała winka, przez co biedny nie mogłeś się ruszyć ani pokapować o co biega. Potem straciłeś przytomność i tak znalazłeś się tutaj. Myślałem, że jesteś nieco mądrzejszy. Już zapomniałeś naszej zasady, uważaj komu ufasz?
Nie mógł w to uwierzyć. Że niby Lucy miała okazać się zdrajczynią? Ta zadziorna ale jednak mimo wszystko, miła dziewczyna? Niemożliwe... Prawda okazała się zbyt bolesna. Może jednak faktycznie zrobił się aż zbyt ufny, przez bycie stróżem prawa. Przecież starał się stawać w obronie słabszych to i tych słabszych chronił ale żeby Heartfilia mogła zagrać w taki sposób? Z zamyślenia wyrwało go bolesne uderzenie w twarz. Po chwili drugie. Bił tamten gangster.
- Co?! Odruchowo zasłonił się dłonią. Trzecie uderzenie zawisło w powietrzu.
- Słuchasz co do Ciebie mówię?! Ryknął. - Myślałem, że zupełnie odleciałeś. Zmieniam się z chłopakami. Wstał z zamiarem wyjścia, jednak jeszcze odwrócił się w stronę starego przyjaciela i powiedział ściszonym głosem: - Trzymaj się jakoś. Ja osobiście nie chowam do Ciebie urazy ale oni... Zatrzymał się na chwilę i westchnął. - Powodzenia, Natsu.
Zauważył, jak brązowowłosy wychodzi i zamyka za sobą żelazne drzwi. Jestem zwierzęciem, pomyślał. Zwierzęciem zamkniętym w ciasnej komórce i skazanym na egzekucję... Potarł o siebie skostniałe dłonie. Rano najpewniej obudzi się z katarem, jutro zejdzie mu w oskrzela a za cztery, pięć dni będzie miał regularne zapalenie płuc. Później wykituje albo go dobiją. Wreszcie przysnął. Obudził się, czując, że kostnieją mu palce u stóp. Wsadził dłonie pod pachy i ruszał stopami. Nadal było mu potwornie zimno, ale jakoś dało się wytrzymać. Znów przysnął jednak po chwili się zbudził, zdrętwiały na skutek bezruchu.
Usłyszał przeraźliwie zgrzytnięcie zawiasów. Podniósł się nieco, by dostrzec wchodzących do pomieszczenia dwóch mężczyzn, jeden drobnej a drugi wręcz przeciwnej postury.
- Wstawaj, idziemy. Powiedział blondyn.
Nie miał siły. Rozpięli kajdany i poderwali Natsu z ziemi, zmuszając go by wstał. Wyprowadzili go z sali i prowadzili gdzieś przez ciemne, obskurne korytarze. Gdzie nie gdzie potrafił dostrzec biegające szczury, wielkości małego psa. Był żałosny. Nie potrafił nawet kiwnąć palcem. Wiedział, że teraz jest skazany tylko i wyłącznie na łaskę mafii. Doskonale zdawał sobie również sprawę z faktu, że uciekając od Szablozębnych tak naprawdę nałożył na siebie wyrok. Teraz to było bez znaczenia. Sądząc po twarzach oprawców, zdążył się zorientować, że idzie wprost na tortury. Trudno. Mogą go katować, odzierać z dumy, poniżać. Nie mogą go zabić, przynajmniej do póki nie zjawi się Don. Więc miał czas. Ile? Ledwie kilka dni. Może uda mu się nazbierać w tym czasie sił. Na razie jednak musiał martwić się o to, czy zdąży przetrwać te kilkadziesiąt godzin w jednym kawałku.



W tym samym czasie, Komisariat Policji w Magnolii
Czarnowłosy mężczyzna w brązowym rozpiętym płaszczu i jasnym, przerzuconym na karku szaliku oraz kartą identyfikującą na smyczy, która z kolei przewieszona była na jego szyi właśnie wszedł do komisariatu. Upił łyka kawy, kupionej w najbliższej kawiarence, po czym przechadzał się po biurze, witając z kolejnymi komisarzami. 
- Gray! Funkcjonariusz poczuł, jak ktoś chwyta go za ramię. Kątem oka dostrzegł zdyszanego bruneta, który pochylał się nad nim, podpierając dłonie kolanami. Widocznie biegł za nim całą drogę a biorąc pod uwagę masę jego ciała, naprawdę musiał się zmęczyć. 
- Jest Natsu? Mam dla niego akta, o które prosił przedwczoraj.
Fullbuster pokręcił przecząco głową.
- Nie, dziś rano napisał mi, że jest chory i bierze kilka dni wolnego. 
Droy jęknął zrozpaczony. I po kiego on biegł po tych zasranych schodach? Westchnął ciężko i wręczył mu pożądane przed Dragneel'a dokumenty, po czym odszedł mamrocząc coś pod nosem. Gray spojrzał na teczki pełne różnych akt i skrzywił się nieco. Po co Natsu to wszystko? Wolał nie wnikać, sprawy tego młota to sprawy tego młota. Tego powinien się trzymać. Usiadł przy swoim biurku i położył grube teczki na blacie. Westchnął cicho i potarł skronie z syknięciem. Wczoraj stanowczo za dużo wypił, głowa bolała go niesamowicie. Kac morderca jest bez serca, pomyślał i wypił duszkiem resztę czarnego napoju. Odłożył kubek na bok i rozsiadł się wygodniej. Musiał w końcu zabrać się za robotę. Przejrzał wszystkie aktualne raporty i dokumenty, wertował kartki zeznań różnych świadków odnośnie sprawy z Szablozębnymi... Nic ciekawego. Zeznania połowy z tych ludzi nie trzymały się kupy, części brakowało pewnych  faktów a jeszcze inne były po prostu wyssane z palca. Przemyślał wszystko. Stoją w miejscu. Mafia robi sobie co tylko zechce a oni nie mają żadnych informacji, odnośnie nazwisk ich członków czy chociażby dowodów obciążających któregokolwiek z nich winą. Eucliffe nie chce sypać. Cholera jasna! Przez to wszystko myślał, że głowa mu eksploduje. Przetarł twarz dłońmi i w myślach policzył do dziesięciu. Wziął głębszy wdech. Spokojnie Gray, nerwami nic nie zdziałasz... Był tak zamyślony, że nawet nie zauważył Lisanny, która z przylepionym do twarzy uśmiechem położyła mu filiżankę z herbatą na stolik.
- Coś się stało? Nie za dobrze dziś wyglądasz. Zagadnęła.
- Co? Wyrwany z letargu, zorientował się, że dziewczyna uważnie mu się przygląda. - Nie, nie martw się. Zabalowałem trochę wczoraj i dziś wychodzą tego skutki...
Usłyszał zalotny chichot białowłosej, jednak zaraz jej twarz przybrała niesamowicie poważny wyraz.
- Słyszałam, że wczoraj z Natsu wplątaliście się w strzelaninę.
- A tam, daj temu spokój. Ja nawet wczoraj nie pamiętałem jak się nazywam a wyszedłem jakoś z tego, zresztą ten młot też wyszedł z tego cało więc nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem. Uśmiechnął się ciepło. Widocznie jego słowa nie przekonały dziewczyny.
- Wyszliście cało ale mogliście zginąć! Nie powinniście tak ryzykować, to zbyt niebezpieczne! Krzyknęła, nabierając tlenu w płuca. Fullbuster westchnął ciężko i przekręcił się lekko na obrotowym krześle.
- Niebezpieczne? Spytał rozbawiony. - Nie bądź śmieszna, pakowanie się w najgorsze gówno to nasza specjalność!
- W takim razie dlaczego Natsu dzisiaj nie ma? Po minie czarnowłosego, szybko zrozumiała, że trafiła w sedno.
- Musiał... coś załatwić. To na pewno bardzo ważne. Skłamał. Teraz ta landryna pewnie grzeje dupsko w domu a on musi tłumaczyć się tej pindzie... Z drugiej strony, poczuł, że może upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Chytrze potarł o siebie dłonie, chwaląc się w myślach za tak genialny pomysł.
- Chociaż w sumie, jest tak zapracowany, że zapomniał o tych dokumentach. Pokazał jej plik akt.  - Mogłabyś mu je zanieść? Ja niestety mam teraz masę roboty.
Dostrzegł, że omal nie rozniosło jej ze szczęścia. Dziewczyna bez gadania odebrała wcześniej zabezpieczone przez policjanta papiery i lekko podskakując wyszła z pomieszczenia. Zaśmiał się pod nosem. Świetnie, po pierwsze pozbył się tej przylepy a po drugie, nie musi dzisiaj włóczyć się z tymi śmieciami do Dragneel'a. Ciesz się Natsu ostatnimi chwilami spokoju, nie ma tak dobrze, roześmiał się w myślach.



Natsu leżał w swojej celi, nieźle poobijany i poturbowany. Ze spuchniętej twarzy wciąż sączyła się szkarłatna krew, która zostawiała po sobie metaliczny posmak w ustach. Opuchlizna na lewym oku skutecznie ograniczała mu widoczność. Najbardziej bolała go szczęka. Kiedy dostał pięścią w twarz, usłyszał chrupnięcie kości i poczuł, że coś mu przeskoczyło. Teraz nie miał siły nawet dokładnie tego zbadać ale domyślał się, że ma złamaną żuchwę. Marzył teraz o chłodnym prysznicu. Zmyć z siebie pot i krew, zwalczyć zmęczenie. A może zimny prysznic pomógłby mu wymazać dołujące myśli?
Przyszedł jeden z pachołków szefa Szablozębnych. Skontrolował stan więźnia a potem nieoczekiwanie walnął Natsu batogiem przez plecy. Siła uderzenia rzuciła policjanta twarzą w podłogę. Przez dłuższą chwilę nie mógł złapać oddechu. Oprawca odszedł, rechocząc zadowolony.
Dragneel z trudem uniósł się na czworakach. Coś było nie tak. Przecież zwykłe uderzenie nie mogło aż tak go oszołomić. Widocznie w plecionce ukryto kilka drutów a dodatkowo w chwili uderzenia poraził go prąd...
Dzień ciągnął się niesamowicie. W ciągu niego jeszcze kilka razy przyszli mafiozi i znęcali się bestialsko nad Natsu. Oprócz tego dostał do picia brudną wodę z kranu i suchą pajdę chleba. Na koniec przyszedł nadzorca i uchylił okienko w pomieszczeniu. Chłód uderzył w niego niczym maczuga. Mimo to, starał się o nim nie myśleć. Wilgotne od potu ubrania momentalnie zesztywniały. Posklejane krwią różowe włosy obrzydliwie się lepiły. Najbardziej dręczyła go sprawa Lucy. Dlaczego to zrobiła? Dlaczego go zdradziła? Czy ta wredna ale na swój sposób urocza dziewczyna naprawdę była częścią mafii? Nie potrafił przyjąć do wiadomości tak oczywistego faktu. Faktu, że ta słodka blondynka to tak naprawdę oziębła suka, nabierająca na słodkie oczy takich naiwniaków jak on. Skarcił się za to w myślach. Może faktycznie był zbyt ufny? Gdyby zachował należyte środki ostrożności, nie znalazłby się teraz tutaj. Z drugiej strony, skąd miał wiedzieć, że była tylko częścią perfidnej intrygi... Westchnął cicho i obolały z całych sił przekręcił się na bok. Najchętniej by sobie teraz zapalił i puścił z dymem wszystkie zmartwienia. Problem w tym, że nie miał przy sobie ani papierosów ani zapalniczki. Pięknie. Oparł się o ścianę i przymknął powieki. Wytrwał w jednym kawałku. Nie zabiją go, póki nie przyjedzie ich szef. Sukces? - rozmyślał, kładąc się na niewygodnym materacu. Przypomniał sobie zęby leżące w zakamarkach tamtego pokoju. Zrozumiał. Liczy się każdy dzień. Żarówka przygasła. Mimo nieludzkiego zmęczenia, nie był w stanie zasnąć.
Uciec. Musiał stamtąd uciec. Dziś mu się udało przeżyć. Kto wie, czy jutro nie zjawi się Jiemma i nie zginie. Westchnął. Musi przypomnieć sobie wszystko o ucieczkach z więzień. Nie raz już w końcu łapał uciekinierów, którzy nawiali z pierdla. Myśl Natsu. Może zrobi podkop? Nie da rady. Łańcuchy zbyt mocno trzymały go przy tej cholernej ścianie. Poza tym podłoga to kilkanaście metrów twardego betonu. To bez sensu. A gdyby tak nocą udałoby mu się ukraść klucze to tych kajdan... W końcu jeden pełni wartę. Reszta kima. Niedługo pewnie ktoś przyjdzie popatrzeć sobie tam na niego. Możliwe, że zaśnie. Być może wtedy miałby szansę. Nocą łatwiej uciec, nim ktokolwiek się spostrzeże, będzie już ranek a on zdąży uciec. Sęk w tym, że nie wiedział gdzie się znajdował. Pewnie wywieźli go gdzieś za miasto i trzymają w jakiejś ruderze. Na pewno nie zna okolicy. Poza tym z pewnością wszyscy są uzbrojeni. On ma jedynie nagą dłoń. Nie da rady wydostać się niepostrzeżenie... Przypomniał sobie obietnicę złożoną ojcu. Musi przeżyć. Musi uciec. Za wszelką cenę.


Lisanna właśnie jechała taksówką, ściskając w dłoniach reklamówkę wypełnioną cennymi dokumentami dla Natsu. Przez okno widziała jak mijają okazałe kamienice, ozdobione kolorowymi neonami. Zajętych swoimi sprawami ludzi, którzy w pośpiechu dopijali tanie wino lub dopalali papierosy. Blask latarni, tak mocno rażący w oczy... Nocą Magnolia wydawała się jakby żywsza. Nagle w rogu zaułka dostrzegła jak kilkoro pijanych mężczyzn kopie bezbronnego staruszka, zapewne chcąc wyłudzić pieniądze. Westchnęła i odwróciła wzrok. Żywsza wcale nie znaczy bezpieczniejsza. Dobrze wiedziała, że powinna jakkolwiek mu pomóc. Ale w tych czasach lepiej trzymać język za zębami i trzymać się od takich spraw z daleka. Bo Bóg jeden wie, czy jeszcze w odwecie nie będą chcieli zrobić jej krzywdy. Już dawno sobie to uświadomiła. Gdy była dzieckiem, wcześniej tego nie zauważała. Silniejszy, pożera słabszego. Zasada rządząca światem. Wygra silniejszy. Z zamyśleń wyrwał ją niski głos kierowcy, który łapczywie wyciągał dłoń po zapłatę. Gdy usłyszała cenę, jaką mężczyzna żądał za przejechanie marnych kilku kilometrów, aż zachłysnęła się śliną. Mrucząc coś niezrozumiale wręczyła mu pieniądze i wysiadła z taksówki, trzaskając drzwiami.
- Drogo się dupek ceni. Prychnęła i weszła do kamienicy powojennej, w której mieszkał Dragneel. Od razu uderzyła w nią ostra woń alkoholu i coś na wzór rozkładającej się padliny. Odruchowo zasłoniła nos dłonią i szybko wskoczyła na pierwszy kamienny schodek. Rozejrzała się wokół. Wszędzie było pełno nabazgranych graffiti, pod drzwiami piwniczki sikał pijany w pień menel a zerwana balustrada wcale nie dodawała uroku tej klatce. Pospiesznie wdrapała się na drugie piętro, chcąc jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu Natsu.
Puk. Puk.
Stała przez chwilę przed drzwiami, czekając na gospodarza. Nie usłyszał pukania? Dziwne...
Puk. Puk. Puk.
Westchnęła cicho. Czyżby Natsu spał? Pospiesznie wyjęła z białych włosów czarną wsuwkę i włożyła ją do lekko zardzewiałego zamka, po czym powoli przekręciła. Gdy usłyszała klik łucznika, ponownie wpięła spinkę we włosy i zadowolona weszła do mieszkania. Ku jej zdziwieniu, w środku panowała całkowita ciemność oraz chłód, który dostawał się przez nieszczelne okno w salonie. Po omacku znalazła włącznik światła i zapaliła niewielką żarówkę w przedpokoju, która rzutowała słabym blaskiem na ciasną klitkę jaką była łazienka oraz wspomniany wcześniej salon, w którym panował nadzwyczaj idealny porządek. Zrobiła kilka kroków w przód a jej niskie obcasy zastukały cicho na brązowej wykładzinie. Zapaliła światło w pokoju dziennym. Rozejrzała się wokół, po czym stwierdziła, że coś jej tu nie pasowało. Przecież Natsu był chory. Z tego co się dowiedziała, miał poważną ranę i zapewne nie powinien być w stanie ruszyć się z domu. Nawet jeśli by specjalnie kitował w pracy, żeby dostać płatny urlop, miała dziwne przeczucie. Mieszkanie wyglądało jakby od co najmniej kilku godzin nikt w nim nie przebywał. A Dragneel nie był jednym z tych, którzy balangowali do białego świtu. Może wyszedł na chwilę do sklepu? Przeszła ją nikła myśl. Jednak zaraz się za to skarciła. Kto normalny idąc do sklepu na pięć minut, tak idealnie sprząta mieszkanie? Rozglądała się po całym domu, mając nadzieję znaleźć cokolwiek, co mogłoby uspokoić jej rozchwiane myśli. Na pewno tylko świruję... Mruknęła pod nosem.
Kiedy jednak schyliła się do przysiadu, jej uwagę zwróciła lśniąca książeczka leżąca pod stolikiem. Chwyciła owy przedmiot do rąk i powoli otworzyła. Gdy zobaczyła zdjęcie mężczyzny, oczy o mało co nie wylazły jej z orbit. Trochę dalej dostrzegła wykonany z ciemnego materiału portfel.
- Kto normalny wychodząc gdziekolwiek, zostawia portfel i dowód w domu? Usiadła na łóżku i chwytając się za czoło pytała w kółko cztery ściany pokoju. - O czym ja myślę, do cholery...Na pewno nic mu nie jest. Starała się sobie wmówić, że z różowowłosym wszystko w porządku... Tylko dlaczego czuła, że oszukuje samą siebie? Rozmierzwiła swoje białe kosmyki lewą dłonią i wstała, kierując się do wyjścia. Przed frontowymi drzwiami, coś podkusiło ją, by zajrzała do kuchni. Poddała się kusicielowi i zapaliła lampę w pomieszczeniu. Gdy zobaczyła w jakim stanie jest pokój, aż zmieliła przekleństwo w ustach.
- A czułam, że coś tu nie gra...




Zbliżała się dwudziesta pierwsza a komisariat w Magnolii wydawał się z minuty na minutę coraz bardziej pusty. Zazwyczaj dwójka komisarzy stacjonowała na dyżurce, jednak dzisiejszej nocy było inaczej.  Gildarts korzystając z uroków ciszy, spokojnie zgłębiał wszystkie porozwalane wszędzie dokumenty. Tej nocy miał spory nawał papierkowej roboty, którą musiał skończyć do rana. Przed oczami wszędzie widział zdjęcia najróżniejszych gagatków, których udało mu się usadzić. Sprawdzał wszystko dokładnie. Musiał posortować te papierzyska i poukładać je odpowiednio w archiwum. Niby nudna robota ale jednak znalazł coś, co go zainteresowało...
Upił łyka kawy kupionej w sklepiku naprzeciwko, po czym wpatrzył wzrok w długą kartotekę jednego z zatrzymanych. Niebieskie włosy, spięte w długi warkocz, opadający na lewe ramię oraz czarne, przebiegłe oczy i krzaczaste brwi... Pamiętał tego gnoja. Wciskał dragi nieletnim i okradał małe spożywczaki na obrzeżach miasta. Jak i, co ważniejsze, wiedział wszystko o wszystkim i o wszystkich. Problem w tym, że odsiedział już swój wyrok i pewnie grzał dupsko na wolności. A on doskonale wiedział, że ciężko jest znaleźć tak przebiegłego i mobilnego typa jak Suzuki. Jednak gdyby udało mu się go odnaleźć, jakoś zachęciłby go do współpracy i być może pomógłby mu, zamknąć sprawę ze szpiegiem wśród Wróżek. Westchnął i oparł się o tył obrotowego krzesła. 
Nie chciało mu się wierzyć w zdradę jakiegokolwiek policjanta. Nigdy takie rzeczy nie miały miejsca i dlaczego niby teraz miałyby się zacząć? Nie kleiło mu się to. 
Puk. Puk.
- Kogo tu niesie o tej porze? Warknął zniesmaczony, leniwie wstając by zobaczyć przybysza. 
Puk. Puk. Puk.
- No przecież idę, kurwa! Rozzłoszczony powoli uchylił drzwi gabinetu, a gdy w progu stanęła Cana, o mało co nie udławił się śliną.
- Musimy pogadać. Mruknęła pod nosem a aż nazbyt poważna mina nie pasowała do jej zwyczajnej łagodnej twarzy.
...
- Teraz już rozumiesz, dlaczego nie mogłam zaczekać z tym do rana? Zapytała sarkastycznie dziewczyna, odgarniając wilgotne loczki ze swojego czoła.
- Wciąż nie rozumiem jednej rzeczy.
- Hm? Jedna brew kobiety aż podskoczyła ze zdziwienia.
- Dlaczego kryminalni zainteresowali się tą sprawą dopiero teraz? Mruknął jakby sam do siebie. - Czemu aż tak bardzo zależy im na udupieniu Natsu?
- Nie mam pojęcia. Ale wiem jedynie, że ten debil nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
Clive zamyślił się przez chwilę. Dobrze znał przeszłość kryminalną Dragneel'a. Wiedział o niej tylko on i komendant. Może i był zasranym mafiozom ale zmienił się. Wyszedł na prostą. Stara się zapomnieć o wszystkim... Więc dlaczego niby akurat teraz kryminał podejrzewa go o morderstwo? Nie potrafił tego pojąć.
- Musimy coś zrobić. Nie mogą go przymknąć. Przecież jest niewinny! 
- Wiem o tym, ale sama słyszałaś, że dowody jednoznacznie wskazują na jego udział w zabójstwie. Aż zdziwił go chłodny ton jego głosu. Cana nie dowierzała temu, co właśnie usłyszała.
- Nie mów mi, że też wydałeś już na niego wyrok! Ofuknęła się i z impetem uderzyła dłońmi o dębowy stolik, aż parująca kawa delikatnie zafalowała w plastikowym kubku.
- Tego nie powiedziałem! Ale jesteśmy stróżami prawa, naszym zadaniem jest patrzeć obiektywnie na każdą sprawę! Nawet jeśli chodzi o kogoś bliskiego! Nie możemy zignorować żadnego scenariusza.
Chciała coś powiedzieć. Zrobić. Jakkolwiek zareagować. Ale żadna część ciała jej na to nie pozwoliła. Miał rację. Całkowitą, cholerną rację...
- Jutro dokładniej przyjrzę się tej sprawie. Póki co, muszę skończyć sortować dokumenty do archiwum. Zgrabnie schował teczkę podpisaną ''Yuka Suzuki'' do szuflady i zamknął ją na klucz, który schował do kieszeni.
Dziewczyna zauważyła zmęczenie na twarzy ojca.
- Pójdę już. I ty też powinieneś rzucić to wszystko w cholerę, nie służy Ci to.
- Córeczka martwi się o tatusia? Zażartował rozbawiony Gildarts. Jednak szybko zauważył, że kobiecie nie było do śmiechu.
- Nie. Po prostu nie mam zamiaru później się za Ciebie tłumaczyć, jak coś popieprzysz.
Gdy brązowowłosa zatrzasnęła za sobą drzwi, przymrużył delikatnie powieki. Westchnął. To dla niego zdecydowanie za dużo. Najpierw ta akcja z Szablozębnymi, teraz sprawa z Natsu... Nie wierzył w jego winę. Ale jak tu go wybronić, kiedy wszystkie poszlaki wskazują bezpośrednio na niego? Nawet jako inspektor, nie mógł nic tutaj poradzić. Potarł skronie palcami. Od tego wszystkiego rozbolała go głowa.
- To żeś się wpierdolił w niezłe gówno, młody...


Na zewnątrz już zdążyło się rozpadać, kiedy kilku młodych policjantów w ciemnych kurtkach zwijało żółte taśmy z napisem Policja, wstęp wzbroniony. Technicy policyjni właśnie kończyli zabezpieczać ostatnie ślady na miejscu przestępstwa a inspektorzy dokonywali jeszcze jako takich oględzin zwłok. Sine ciało młodej, na oko dwudziestoletniej kobiety leżało na mokrej od deszczu ziemi, wydając z siebie obrzydliwy odór rozkładu. Dolne kończyny ofiary powyginane były pod nienaturalnymi kątami a same zwłoki odwrócone były twarzą do ziemi, która była silnie przekrwawiona, jak również i szyja, na której wyraźnie widać było zakrwawiony ślad, biegnący w linii prostej wokół niej. Komisarz prowadzący oględziny miejsca zbrodni aż zakrył nos i usta dłonią. To wcale nie tak, że policjant widząc wiele trupów po pewnym czasie uodparnia się na takie widoki. Po prostu uczy się udawać twardego. Jednak takie sprawy zawsze będą budziły w nim głębsze uczucia.
 Zgon nastąpił około osiem godzin temu. Stwierdził twardo technik, który właśnie zdejmował białe rękawiczki, którymi dotykał ciało podczas oględzin.
- Jaka była przyczyna śmierci? Spytał podstarzały policjant, zapewne rangi nadkomisarza.
- Najprawdopodobniej zadzierzgnięcie ale to już stwierdzi koroner podczas sekcji.
- To znaczy, że ofiara popełniła samobójstwo czy ktoś pomógł jej dokopać się do grobu? Funkcjonariusz zaciągnął się szarym dymem, słodko-gorzkiego cygaro.
- Ewidentnie wygląda mi to na zabójstwo ale jak mówiłem, wszystkiego dowiemy się po sekcji zwłok.
- Kurwa. Syknął cicho staruszek, ubolewając nad stratą tak cennego czasu. Każdy wiedział, że najcenniejsze są pierwsze czterdzieści osiem godzin po dokonaniu przestępstwa. Wtedy można wyłapać najwięcej świadków i tropów. A bez jednoznacznej ekspertyzy, nie będzie mógł zobaczyć dokładnego obrazu wydarzeń. Mroźny podmuch przeszywał ich wymęczone ciała do kości, a wycie wiatru obijającego się o drzewa lasu wcale nie poprawiał im nastojów. Wacaba obejrzał jeszcze raz teren wokół zwłok. Dostrzegł odciśnięte w błocie ślady opon, najpewniej dużego vana i półokrągłe przerywane ślady pod ofiarą, które prawdopodobnie prowadziły gdzieś na skraj lasu. Więc nie zginęła tutaj, wywnioskował. Została zamordowana gdzie indziej i już martwa przeciągnięta i ukryta tutaj. Nie udało im się znaleźć narzędzia zbrodni. Jednak mieli mnóstwo dowodów, które mogły naprowadzić ich do ewentualnego sprawcy. Odciski butów, włosy na ubraniach kobiety, do tego zeznania świadka, który mógł widzieć mordercę. 
Przygryzł końcówkę cygaro trzymaną w ustach.
Coś mu nie pasowało. To wszystko wydawało się zbyt proste.
Nikt o zdrowych zmysłach nie zostawiałby tylu śladów. Nawet najzwyklejszy amator. Mimo to, musiał trzymać się tego, co na razie udało im się ustalić.
- Szefie, zabieramy świadka na komendę. Tam złoży szczegółowe zeznania.
- Dobrze. Jutro z samego rana zawiadom prokuraturę o wszczęciu śledztwa. 
Mine spojrzał na ciemno-granatowe niebo, z którego obficie lały się ciężkie krople wody. 
Czuł, że będzie miał przed sobą ciężki orzech do zgryzienia.

-------------------------------------------------------

I jak wrażenia po przeczytaniu rozdziału?
Powiem szczerze, że poniekąd jestem z niego w jakimś stopniu zadowolona. :)
A wy co myślicie? Macie fragment, który chociaż troszeczkę przypadł wam do gustu? :P
Mam nadzieję, że jakoś udało mi się kogokolwiek zaciekawić.
W każdym razie, zmienił się soundtrack na blogu, zresztą co jakiś czas tak będzie xD
Oczywiście, rozdział miał być o wiele dłuższy ale ze względu na mój ograniczony czas no i utrudniony dostęp do laptopa, postanowiłam go nieco skrócić i wstawić część dzisiaj. Inne pojawią się w różnych odstępach czasowych. 
Teraz pozostaje mi tylko łudzić się szczyptą nadziei, że nie zawiodłam was tym rozdziałem i że nie zlinczujecie mnie za tego biednego Natsu :D

Buziaki :*